niedziela, 28 lipca 2019

Tokyo Marathon 2019


Troszkę czasu minęło ale w końcu udało mi się dokończyć relację z mojego ostatniego "Majorsa" czyli maratonu w Tokio.
Na początku  chciałbym wszystkim  podziękować ,tym którzy wsparli moją zbiórkę na charity  i pomogli zrealizować to biegowe marzenie.



Jak w przypadku większości maratonów wszystko zaczyna się od wizyty na Expo, odebraniu pakietów, małe zakupy, pamiątkowe foty itp.
Słyszałem od wielu uczestników poprzednich edycji, że to Expo jest wyjątkowe i zorganizowane z wielkim rozmachem.


Jakie więc było moje zdziwienie, kiedy się okazało, że Expo jest na odludziu i jest zlokalizowane w czterech ! małych namiotach ...



Więc jak się domyślacie było mego ciasno w środku, wpuszczali  limitowaną ilość osób, czekało się w kolejce na zewnątrz pierwszego namiotu, z którego potem przechodziło się do kolejnych.
Drugi wielki minus, mimo, że byliśmy w piątek rano to już praktycznie 80% asortymentu wykupione, a więc nawet nie było w czym zbytnio wybierać. Udało się odebrać pakiety, plus pakiet od charity dla którego biegłem, spotkałem się z przyjaciółmi z grupy biegowej Polska Running Team z Nowego Jorku i to było tyle....




Bardzo duże rozczarowanie na początek.



Jadąc na maraton zastanawiałem się jak go pobiec. Ostatnie 5 miesięcy to średnio 220-250km,ale sumie tylko 2,5 miesiąca ciężkich treningów, po wyleczeniu wszystkich dolegliwości, z którymi walczyłem 1,5 roku, zrzuceniu wagi o 6,5kg. Przyjęcie odpowiedniej, czytaj rozsądnej taktyki było trudne, z jednej strony, dobre treningi, wybiegane dość komfortowo drugie,długie zakresy podczas trzech półmaratonów w tempie 4:20-4:23, dobrze wróżyły, z drugiej strony , brak obiegania na dłuższych odcinkach w tempie 4:10-4:15 studziły entuzjazm aby spróbować walczyć o wynik poniżej 3h. Trener uważał, że bieg na życiówkę (poniżej 3:05) jest dobrym rozwiązaniem, ewentualnie ostatnie kilometry szybciej jeśli okaże się, że są siły, ale oczywiście miałem wolną rękę. Po mimo, że biegowa matematyka praktycznie nie dawała szans stwierdziłem, że zacznę mocno i jeśli będzie "dzień konia" to walczę do końca o złamanie 3h.



Jak w większości maratonów w tego cyklu ,dzień lub dwa dni odbywają się biegi towarzyszące na dystansie 5km, które często mają wysoką rangę,a przy okazji dają możliwość osobom towarzyszącym maratończykom poczuć magię i atmosferę miejsca. Wyjątkowo nie wziąłem udziału w organizowanym w sobotę biegu. Przyczyn było kilka : odległa lokalizacja, dystans 3,5km i wczesna pora, postanowiłem postawić na odpoczynek po piątkowym wielogodzinnym zwiedzaniu Tokio. Zgodnie z tradycją dzień przed maratonem wybraliśmy się na pasta/pizza party ładując węglowodany na czekający nas następnego dnia bieg. zdjęcie zekipą po kolacji



Prognozy pogody zmieniały się co chwilę, ale jedno było pewne będzie zimno 5-7C, czyli to co lubię. Niestety był też deszcz i wiatr, a więc godzina w deszczu przed i całość biegu również, co nie odstraszyło mnie od biegnięcia na krótko tzn.dol krótkie spodenki, góra koszulka na ramiączkach. Zważywszy, że pierwsze 5km jest trochę z górki, postanowiłem je pobiec szybko, kolejne 5km troszkę wolniej ale też szybciej od zalożeń trenera, tak,żeby średnie tempo pierwszej "dyszki" wyszło lekko ponad wynik na 3h, a potem postanowić co dalej.



Poranek bez deszczu, ale chmury wisiały i deszcz był kwestią czasu. Pierwszy raz na start mogliśmy dojść na nogach i po 20 minutach byliśmy na miejscu. Trochę chaosu na miejscu z trafieniem do odpowiedniej strefy, mnóstwo kontroli dostępu i bezpieczeństwa. Jak się później okazało na tym  maratonie, organizatorzy olimpiady 2020 w Tokio, postanowili zrobić test generalny zabezpieczeń i systemu kontroli. Oczywiście zaczęło padać i przyszło mi niemal godzinę czekać w strefie na start, na szczęście byłem przygotowany - ciepła bluza, spodnie i nie odczułem zbytnio niskiej temperatury i deszczu - adrenalina zrobiła swoje ;-)

I ruszamy z wielką pompą. Startuję kilkanaście sekund po elicie, wyjątkowe uczucie
Jest ciasno, nie ma szans na bieg w zamierzonym czasie. Niby bieg w czubie, więc wszyscy powinni biec szybko ale nic bardziej mylnego. A więc po pierwszej dyszce , nie licząc pierwszego ciasnego kilometra, który przebiegłem w 4:50,okazało się, że biegłem kilka kilometrów, poniżej 4:10 i średnia 4:12 odcinka,więc sporo poniżej założeń trenera i nawet swoich. Padało mocno i zdecydowałem, że zwalniam i walczę o życiówkę i wynik ciut poniżej 3:05 licząc ,że to szaleństwo z pierwszych dziesięciu kilometrów ujdzie mi na sucho ;-)
Połowę dystansu przebiegam w 1:32:40. Tracę sekundy na kilometrach, na których muszę zdjąć rękawiczki i dokopać się do żeli, zjeść go i włożyć rękawiczki, co przy zdrętwialych z zimna palcach nie jest łatwe,ale staram się nadrabiać trochę przed i po.
Kończę trzecia dyszkę i wiem, że w maratonie nic się nie zmieniło i nic nie uchodzi na sucho. Niewytrenowania na danych prędkościach się nie przeskoczy ;-) a szaleństwo na pierwszych kilometrach teraz się odbije;-)
Wynik poniżej 3:05, staje się nierealny.
 Postanawiam jak najmniejszym nakładem sił ukończyć bieg poniżej 3:15, co w praktyce oznacza bieg po ok.5min/km i uzyskać minimum na Boston Maraton 2020, a tak jak było planowane,a w maju na szybkiej trasie półmaratonu w okolicach Gatwick powalczyć o minimum na Nowy Jork 2020.W końcu miałem okazję przyjrzeć się organizacji podczas biegu i całej otoczce. Deszcz, wiatr i chłód nie opuszczał biegaczy do mety i w dluuugim marszu za nią, gdzie momentami myślałem, że trzęsące się ciało wyjdzie z siebie i pójdzie obok.
Dobiegam spokojnie poniżej minimum w oficjalnym czasie 3:14:00.



Wiele osób mnie pyta,czy uważam to za porażkę, jak ja podchodzę do tego wyniku i biegu.?



Przez 1,5 roku nie mogłem dojść do siebie z powodu bólu w okolicach kolana, wszystkie zdjęcia, skany, prześwietlenia nic nie wyjaśniały, biegałem z bólem bo kocham biegać i liczyłem,że "przejdzie" z czasem, ale nic samo nie przechodzi. Robiłem kilku miesięczne przerwy i nic, byłem bliski rezygnacji z biegania. Na szczęście pomoc przyszła z najmniej oczekiwanej strony i wróciłem do biegania, a ostatnich parę miesięcy do systematycznych treningów.Wynik z Tokio jest moim trzecim wynikiem i najlepszym w maratonie od ponad 3 lat. Wracam do biegania, do szybkiego biegania w okolicach moich rekordów życiowych, więc czego można chcieć więcej ?Wracam z Tokio w pełni zdrowia, zero jakichkolwiek problemów w trakcie i po biegu dają mi wiarę oraz motywację do dalszej walki z uśmiechem na twarzy.



No i mam ten medal, na który przez wiele lat ciężko pracowałem i dlatego bieganie jest takie piękne - radości z przekraczania mety nikt mi nie odbierze.Kończę również cykl World Majors Marathon, co wynagradza wieeele godzin treningu ,czasem w deszczu ,czasem w upale, czasem ze łzami w oczach pokonując ból.



Cykl ukończony, ale za rok wracam do Bostonu wyrównać rachunki !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz