niedziela, 26 sierpnia 2018

Costwold 24h Challenge

Dzisiaj krótka relacja z pewnego szalonego biegu, a o to jak do tego doszło ;-)

Jakieś dwa miesiące pojechałem pokibicować znajomym, którzy biegli w 24h biegu.
Na moje "nieszczęście" spotkałem tam Gosię oraz Tadzia i tak od słowa do słowa namówili mnie do startu w 24h biegu w ramach sztafety mieszanej pięcioosobowej, na dodatek w dzień moich urodzin.
Pomyślałem, sobie, że takiego świętowania urodzin jeszcze nie miałem, więc będzie super.


Jedynym problemem była boląca łydka z piszczelem i dlatego przygotowania do tego biegu oraz dalszej części sezonu były słabiutkie ;-)
Słowo się rzekło i kapitan drużyny przesłał informacje ile będziemy biegać oraz wstępną taktykę na bieg.
Dla mniej wtajemniczonych wyjaśnię jak wyglądał taki bieg.
Bieg zaczynał się o godzinie 12ej w samo południe i kończy się po 24ech godzinach następnego dnia w południe. Bieg był rozgrywany na pętli 9km ( według organizatorów), w praktyce było to ok.8,6km. W tym przypadku było wiele możliwości startu - od biegu indywidualnego,  w parach, jak i również w sztafetach od 4 do 8 osób. W danej chwili na trasie mógł się znajdować biegacz z zespołu, Ilość pokonywanych pętli przez każdego z członków drużyny była dowolna, kolejność również a także można było zmieniać się co pętle, co dwie lub w każdy inny sposób, jedynym warunkiem jest to ,że każdy z zespołu musi przebiec przynajmniej jedną pętlę.
Biegaliśmy głównie po trawiastym, dość nierównym terenie, co szczególnie dawało się we znaki w nocy  ale były też fragmenty trasy po asfalcie z długim zbiegiem i podbiegiem.



Polacy licznie reprezentowali nasz kraj na tym biegu, w różnych konkurencjach.
Ja pobiegłem w  pięcio-osobym teamie z Gosią, Tadkiem,Mirkiem i Konradem.
Cel był jeden walczyć o zwycięstwo ;-) Z wstępnych ustaleń wynikało,że czeka mnie 5 lub 6 pętli po 9km i do tego bieganie w nocy. Zapowiadało się to ciekawie .
Treningów jak wyżej wspomniałem za dużo nie było ale kilka razy udało mi się pobiec na treningu odcinki 2 lub 3 razy po 9km.

Jak to bywa, dzień biegu przyszedł bardzo szybko i Costwold przywitał nas piękną słoneczną pogodą z temperatura w ok.30C. Zapowiadał się prawdziwy piknik ;-)

Rozpoczęło się od urodzinowej niespodzianki ;-)



Odebranie pakietów i ruszamy - najpierw dwa harty -Tadziu i Mirek, potem nasz as z rękawa Gosia, następnie ja i po mnie Konrad.



Biegłem pierwszy raz w takiej formule biegu i powiem Wam adrenalina buzowała non stop, ciągle coś działo, ktoś rozpoczynał pętlę, ktoś kończył, jeśli nie z naszego zespołu to inni Polacy.
Przez pierwsze godziny bieg miał niesamowity przebieg, dość powiedzieć,że pierwsze trzy zespoły mieszane dzieliło bardzo niewiele a po 10ciu godzinach biegu byliśmy na prowadzeniu, wyprzedzając drugi zespół o.......5 sekund ! Oj działo się, ciężko było zebrać się na odpoczynek czy na sen, adrenalina robiła swoje, a przerwy naszymi kolejnymi wynosiły ok 2,5-3 godziny więc czas szybko mijał.



Wszyscy mocno zmotywowani , ale z uśmiechem na ustach biegali i wspierali innych.
Jak to mówi mój znajomy zaprawiony w biegach 24godzinnych, wyścig się rozgrywa nocą i tak też było i tutaj.
Łydka dokuczała co raz bardziej, adrenaliną nie dało się jej długo oszukać, na moje szczęście mieliśmy super wsparcie ze strony naszych przyjaciół, którzy tłumnie przyjechali kibicować ale także biec z nami na poszczególnych pętlach jako wsparcie.
Moim aniołem stróżem na trzeciej i czwartej pętli był Irek, który skutecznie pomagał mi zapominać o bólu łydki.. A Irka bezcenny wzrok, kiedy na końcówce trzeciej pętli ostatnie 300m-400m stoczyłem "heroiczny" pojedynek o prestiż z jednym z zawodników ,biegnąc je w tempie 3:25min/km, wygrywając na ostatnich dwudziestu metrach. Obaj padliśmy na barierki wykończeni, śmiejąc się i mówiąc do siebie, jaki to był szalony pomysł, ale tak to jest jak dwóm żółwiom przy nadchodzącej nocy wydaje się, że są gepardami ;-)
Ale zaczęła się noc....a z nią duże przetasowania w stawce.
Najpierw problemy dopadły Konrada, na jego nocnym okrążeniu, poważnie zaniepokojeni czekaliśmy na mecie co się dzieje, długo się nie pojawiał, kiedy się pojawił, okazało się,że dopadł go skurcz i ostatnie 2-3 km przykuśtykał do mety,żeby oddać opaskę i zespół mógł kontynuować bieg.
Ja w tym czasie próbowałem się bezskutecznie zdrzemnąć w namiocie.
Na swojej kolejnej zmianie Gosia po wybiegnięciu na pętle, nagle zjawia się obok ......namiotu po jakiś 10-15 minutach, zdenerwowana i roztrzęsiona, pełna konsternacja  co się dzieje. Okazuje się,że Gosia zmieniła buty ale zapomniała przepiać chipa na nowe buty. szybka akcja chip dopięty i Gosia wraca na trasę, sam nie wiem jak to zrobiła ale tę pętlę pobiegła niczym Harrison Ford w Ściganym, to był prawdziwy sprawdzian ducha walki ! Ja jestem pełny podziwu, że sobie przypomniała o tym chipie w trakcie biegu, ja bym chyba na to nie wpadł ciemną nocą.
Jak się okazało Konrad nie był póki co w stanie kontynuować biegu , więc nasz hart Tadek, przejął pałeczkę i śmignął dwie pętle.



Niestety noc się skończyła,....Łydka bolała co raz bardziej, stawiając inaczej stopę zaczął mnie też boleć piszczel, nasmarowałem nogę, zmroziłem sprayem i ruszyłem na swoją pętlę.
Niestety niewiele to pomogło, po dwóch kilometrach ból  był już przeszywający, chwilę się zawahałem co zrobić,wrócić i obudzić Mirka na dwa kółka czy biec...
Po zimnej kalkulacji stwierdziłem,że zdecydowanie lepsza opcja to przebiec tą pętlę,nawet jeśli będzie sporo wolniej i dać odpocząć innym.
Podobnie jak w oczekiwaniu na Konrada, tak i na mnie czekali z niepokojem co się dzieje.
Dobiegłem do strefy zmian, oddałem opaskę i niestety wiedziałem,że więcej już nie pobiegnę, od razu podszedłem do punkt sanitarnego , sprawdzenie łydki, mrożenie i dokuśtykałem do namiotu.
Sytuacja była dynamiczna więc następnie Mirek pobiegł dwie pętle. Po analizie wyników było już widać, że pierwszy zespół odskoczył nam za daleko,a w obecnej sytuacji , trzyosobowy team nie da rady zniwelować różnicy. Odżył też Konrad, a  po analizie wyników wynikało, że należy po prostu spokojnie biec pętle do końca i utrzymamy drugie miejsce, więc spokojnie przebiegł swoją pętlę, równie nie pocieszony jak ja,że nic więcej nie możemy zrobić.

Zgodnie z przewidywaniem kończymy zawody na drugiem miejscu. Przebiegając jako drużyna 286km !



 Gosia, Tadek bardzo wam dziękuję za namówienie, dziękuję mojemu teamowi za walkę, zespołowy "spirit" a ponad wszystko fajną zabawę bez presji, z uśmiechem na twarzy.



To będą pamiętne urodziny.
To był piękny bieg, wspaniały urodzinowy weekend w towarzystwie przyjaciół i  biegowych znajomych .
Oprócz naszego drugiego miejsca, Kasia z Tadkiem po pięknej walce wygrywają bieg w parach mieszanych !



Polacy długo jeszcze celebrują swoje wyniki !



A zatem co za rok ..????



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz